Znowu powracam do Ewy Minge. Pomna na "rosyjski sukces" kolekcji, wrzucam tym razem lookbook (przy czym teraz zwracam uwagę na detale kolekcji). Dlatego... Więcej będzie butów, torebek i poszczególnych elementów.
Poza tym zaprezentuje stroje, których w poprzednim wpisie brakło, gdyż skupiłam się tylko na tych projektach, które najbardziej mi się podobały.
Przypominam...
Kolekcja jest inspirowana tajgą (barwy i futra), ma mnóstwo wyrazistych detali i dość ciężkie, masywne dodatki (ale to jest akurat charakterystyczne dla większości jesienno-zimowych kolekcji, które z reguły są o wiele bardziej "toporne", niż letnie).
Mimo tego, ubrania są kobiece, może trochę futurystyczne (czułabym się w nich jak caryca, przechadzająca się po Placu Czerwonym).
A monotonia kolorystyczna? Mnie akurat nie przeszkadza. Po pierwsze-lubię ciemne bądź ziemiste barwy, a w kwestii kolorów, które noszę-jestem minimalistką.
Co ciekawe... Podobają mi się nawet futra (co jest nie lada osiągnięciem projektantki). Nie jestem, oczywiście, ani krytykiem mody, ani stylistką, ale wszystko, co futerkowe-zazwyczaj napawa mnie okołomodowym wstrętem. A tu, tym razem, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Czy to przez to, że elegancję połączono z czymś ponadnormalnym? Co umyka zmysłom, ale jest? To właśnie jest-myślę-tzw. "to coś", czego często szukamy w ubraniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz