Przyznam, że jest kilka blogów, które śledzę od jakiegoś
czasu, odwiedzając je nawet kilka razy dziennie. Hm… Może nie jest ich dużo, ale
mają one dla mnie szczególną wartość.
Nie ukrywam także, że mam tendencję do „wpadania”,
polegającego na odwiedzaniu albo przez przypadek, albo z czyjegoś polecenia
(ale najczęściej-w takich sytuacjach-jest to proceder jednokrotny).
Kilkugodzinne siedzenie nad takim blogiem (który z reguły
istnieje już jakiś czas, przez co mam do przeglądnięcia milion wpisów z 2 czy 3 lat), okraszone jest mymi nieustającymi komentarzami, kupką przemyśleń („A może
bym się w ten sposób ubrała przy najbliższej okazji?”, „Miło byłoby kupić sobie
taki ciuch…”, etc, etc…) oraz hektolitrami wypitej zielonej bądź czerwonej herbaty.
Obcowanie ze sztuką sprzyja kontemplacji (a moda ma przecież z artyzmem wiele
wspólnego).
Czy wychodzę potem na imprezę bądź ulicę, wystylizowana na
wzór którejś z blogerek? OK, OK… Zdarza się. Co jednak ważne, nigdy nie byłam,
nie jestem (i myślę, że nie będę) osobą, która w sposób bezkrytyczny kopiuje
czyjeś pomysły. Na wszystko trzeba wziąć bowiem poprawkę (czy dotyczy to stanu
własnej szafy, preferowanych barw, czy
też figury). Czy zatem dobierałam-śledzone przeze mnie blogi-według jakiegoś
specjalnego klucza? Można powiedzieć, ze-w pewnym sensie-tak (i że kierowało
mną podejście ewolucyjne, odnoszące się do zmian, jakie zaszły ostatnimi czasy
w mojej garderobie).
Ale... ja tu gadu gadu, a co z listą?
1
2
3
4
5
6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz